niedziela, 26 września 2010

Jesteśmy rodziną

Długo mnie tu nie było, ale bynajmniej nie jest spowodowane tym, że nie ma o czym pisać. Ale tym, że tak wiele się dzieje, ze nie mam czasu, żeby na dłużej przysiąść przy komputerze i trochę popisać.
Kolejna niedziela za nami, a ja nie mogę ciągle wyjść z podziwu dla Boga i wobec tych rzeczy, które czyni w ostatnim czasie pośród nas. Patrząc na to wszystko ciągle zadaję Mu pytanie: jak Ty tego dokonałeś, to jest niezwykłe!!!
Nie wiem jak to wszystko opisać, ale w skrócie to kurs Alfa, który rozpoczęliśmy pod koniec lipca już dobiega końca. Trochę zmodyfikowaliśmy go i dostosowaliśmy do naszych potrzeb dodając temat przebaczenia, który okazał się być kluczowy. Wielu dzieciaków przeżyło przełom na tym spotkaniu, ale wielu również zmierzyło się z trudem przebaczenia i ciągle toczą walki w tej dziedzinie, ale wierzymy w to, że Boża miłość znowu zwycięży. Dzięki tym spotkaniom dzieciaki również zaczęły pogłębiać więź z Bogiem, ale także ze sobą nawzajem. Przed nami ostatnie spotkanie i wierzę, że wiele dzieci odważy się powiedziec, co przeżyły i co dla nich było ważne podczas tego kursu.
W międzyczasie odwiedził nas po raz kolejny Marcin Boczek, dzieciaki bardzo go polubiły i często wracaają do historii jego życia, a niektóre mówią, że jest on jak tata. Z Marcinem modliliśmy się o napełnienie Duchem Świętym, a także przebywaliśmy w obecności naszego kochanego Ojca – jednym zdaniem niesamowity czas.
Kochani! Wyobraźcie sobie, że całkowicie zmieniliśmy formę naszych nabożeństw. Teraz nasze nabożeństwo bardziej przypomina jakąś wypasiona imprezę. Mamy cudowne i bardzo żywe uwielbienie, gdzie nasze dzieci tańczą i szleją przed Bogiem, machając dla Niego flagami i szarfami – dosłownie czad ;) A kazania krótkie, obrazowe i treściwe. Kiedy na koniec mamy wezwanie do modlitwy to dzieciaki jako pierwsze nakładają na ludzi ręce i odważnie się modlą. Po nabożeństwie jest druga część : gry, zabawy, pyszna zupka zrobiona przez cudowne ciocie i ciacho. Ta druga część zwykle trwa długo i dzieciakom trudno iść do domu. W zasadzie zależy nam na tym, aby nasz kościół stał się dla nich domem no i z tego powodu utworzyliśmy dla nich klub także teraz to wszystko wygląda w ten sposób, że dzieciaki od poniedziałku do piątku mogą z nami sędzać czas od 13.00 do 21.00. W godzinach wcześniejszych działa świetlica dla młodszych dzieci (przynajmniej takie jest teoretyczne założenie, bo w praktyce wygląda to tak, że przychodzą wszyscy:), a od 17.00 działa klub. Od przyszłego tygodnia ruszamy tez z siłownią, która chłopaki sobie własnoręcznie wyremontowali. 
A poza tym nasi młodzi ewangelizują swoje rodziny, mówią o Bogu. Wcześniej tego nie robili,a teraz sprzątają swoje pokoje, wynoszą śmieci lub wychodzą z psem bez gadania, ścielą łóżka rodzeństwu... Chłopak, który przebywa w dni robocze w domu dziecka - od września - weekendy i Święta będzie spędzał u pewnej rodziny z Kościoła. Formalności załatwione - pierwszy radosny weekend za nimi, a drugi spędził na konferencji w Kaliszu :) :) :) i pierwsze efekty - chłopak od kilku tygodni nie pali papierosów (ma 17 lat - zaczął palić w wieku 8 lat) Zastanawiamy się również jak pomóc kolejnemu chłopcu - ma lat 12, widział jak ojciec chciał nożem zabić matkę, od ponad roku ma bardzo skomplikowaną sytuację i kilka rozpoczętych już spraw w sądzie. Do nas wpada coś zjeść, ogrzać się, pograć w ping-ponga, czasami na Alfę. Ale przecież Pan Bóg ma moc i możliwość zmienić bieg Jego życia, w co głęboko wierzę. Na koniec chce wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. O cudownej młodzieży z kościoła z Katowic, która nas bardzo wspiera w naszych działaniach przyjeżdżając nawet kilka razy w tygodniu i spędzają czas z dzieciakami, spotykają się z nimi indywidualnie, bawią się, modlą. To jest naprawdę wspaniałe i wierze, że Bóg ich przysłał do nas. Wykonują kawał wspaniałej roboty!!! To tyle na dziś.
p.s. postaram się niebawem dodać jakieś zdjęcia, ale niestety nie mam ich za wiele, bo nie ma czasu ich robić. 

 Tuż po nabożeństwie w ubiegłą niedzielę

Jak widać całkiem nieźle się bawimy - Rafał z Magdą

Niedzielna zupka...

 
Całkiem pyszna

i ciasteczko

Kasia ze swoim tatą podczas chrztu w ubiegła niedzielę


środa, 21 lipca 2010

Cuda na “Rymerze”

Kochani, u nas wakacyjnie i niesamowicie. W minionym tygodniu gościliśmy grupę misyjną Generację T. Pod tajemniczą nazwą kryje się grupa przecudownej młodzieży z sercami kochającymi Pana Boga i ludzi :)
Przez cały tydzień prowadzili przy wsparciu naszego kościoła zajęcia dla dzieci i młodzieży na tzw. Rymerze (więcej na temat tej dzielnicy można przeczytac w poście z 16 stycznia pt: “Mieszkamy w piekle”).  Kiedy myślałam o zaproszeniu Generacji do nas to miałam taki skromny cel ich przyjazdu – nawiążemy relacje z szerszym gronem dzieciaków i młodzieżą, przełamiemy bariery pomiędzy kościołem a ludźmi z osiedla. No i po wakacjach może uda nam się coś dalej zdziałac.  Boże cele okazały się byc jednak bardziej konkretne i chwała Mu za to!!!
Bóg niesamowicie nas zaskoczył i zrobił podczas tego tygodnia znacznie więcej niż to o czym myśleliśmy i o co prosiliśmy.  Gdy chłopaki z Generacji wyszli na osiedle zapraszac ludzi na codzienne spotkania, osiedlowa młodzież stwierdziła, że mogą sobie darowac, bo na Rymerze takie bajeczki się nie sprawdzają i tutaj nic nigdy się nie zmieni. Kiedy mówię osiedlowa młodzież to mam na myśli chłopaków po wyrokach, poprawczakach, cpających i pijących piwo i tanie wino.  Nasi goście to jednak ludzie wiary i nie poddali się, oni po prostu zaprosili chłopaków na spotkania.  Wielkim zaskoczeniem była dla nas liczba osób pojawiających się na wieczornych festynach – codziennie gościliśmy kilkadziesiąt a czasami nawet ponad setkę ludzi z osiedla. Było mnóstwo dobrej zabawy, ale też ludzie mogli posłuchac świadectw nawrócenia, zobaczyc scenki teatralne i usłyszec dobrą nowinę o Jezusie. Na spotkaniach była niesamowita atmosfera, ludzie chętnie nas słuchali a ich serca były głodne Boga.
Dla mnie było to coś niesamowitego, bo codziennie przychodzę na to osiedle i czasami bywało okropnie ciężko, ale widząc to co działo się podczas ostatniego tygodnia stwierdzam, ze Duch Święty wykonał w sercach ludzi niesamowitą pracę!!!
W czwartek zaskoczyła nas ulewa i zgarnęliśmy wszystkich chętnych do budynku naszego kościoła. Pod koniec spotkania liderka Generacji – MARYSIA zaproponowała modlitwę o oddanie życia Jezusowi – dzieci, młodzież nawracała się, dzieci modliły się do Boga, płakały. Między innymi największy rozrabiaka z okolicy ksywa Legia nawrócił się. Podobne rzeczy działy się na nabożeństwie w niedzielę. Dzieci nawracały się, mogliśmy się modlić o nie i prorokować do nich, a słowa od Boga kruszyły ich serca i podnosiły. Co ciekawe młodzież ciągle się nawraca – w poniedziałek nasz pastor zabrał chłopaków na pizzę, był z nimi ich kolega, który widząc zmianę w życiu chłopaków stwierdził, że on też ma dosyc beznadziejnego życia i chłopaki modlili się o niego.
Z końcem lipca planujemy zorganizowac dla młodzieży kurs Alfa – proszę módlcie się o nas i o nich, bo presja jest ogromna.
Bóg nas zaskoczył. On jest naprawdę wielki!!! Kocham Go za Jego wielkie serce, które ma dla tych, którzy byc może niewiele znaczą w oczach tego świata, ale w Jego oczach są prawdziwymi skarbami, które właśnie
ON wyrywa z ciemności. TATO JESTEŚ PIĘKNY!!!

Pamiątkowe zdjęcie po niedzielnym nabożeństwie
Pierwszy dzień wielkiej misji - wyjście z zaproszeniami
Dzieci i ja na "polanie" - plac zabaw w środku osiedla
Podczas zajęc dla dzieci...
Zajęcia z Ewangelią dla dzieci
nasz pastor z Legią
podczas modlitwy
Legia czyli Łukasz oddaje swoje życie Bogu
spontaniczny koncert bębenkowy
Więcej zdjęc można zobaczyc na:
http://picasaweb.google.pl/mlodziezbetania1/GTMysOwice3#
oraz
http://picasaweb.google.pl/mlodziezbetania1/GTMysOwice2#
oraz
http://picasaweb.google.pl/mlodziezbetania1/GTMysOwice1#

czwartek, 10 czerwca 2010

Dzień Dziecka

Dzień Dziecka jak co roku spędziliśmy po za Mysłowicami. Tym razem udało nam się wyjechać do Parku Linowego do Chorzowa. Było całkiem przyjemnie a miejscami nawet całkiem trudno. Zobaczcie sami :-)
Nasza ekipa
krótka sesja zdjęciowa po drodze do Parku
 ciąg dalszy sesji ;-)
Ubieramy sprzęt potrzebny do wspinaczki
Szkolenie...
Jeszcze żyję!
To wcale nie było takie proste
Hmm, myślę, że dam radę
No i jedziemy :-)
Jeszcze tylko trochę i będę bezpieczna...
W tym miejscu Kasia spędziła jakieś 30 minut
No i w końcu się odważyła
Dobrze było zakończyć naszą wyprawę pysznymi lodami





niedziela, 9 maja 2010

Miłośc wystarczy


Nie za bardzo lubię wracać do czasów, kiedy powstawała nasza praca wśród dzieciaków, bo towarzyszyło temu sporo zamieszania i trudów z czego najwięcej można było znaleźć w moim własnym sercu. Miałam inne plany, podjęłam już inne decyzje, ale pewnego wieczoru pomodliłam się prostą modlitwą: „Panie, jeśli chcesz to możesz zmienic moje plany. Pamiętaj, że masz dostęp do każdej rzeczy w moim życiu i możesz zrobić to co uważasz za słuszne”. Oczywiście nie sadziłam, że Pan Bóg coś będzie chciał zmienic, bo byłam w 100% przekonana, że On bardzo pochwala moje zamierzenia. Jakież było moje zdziwienie, kiedy rzeczywistośc okazała się być inną. W bardzo szybki i dość dramatyczny sposób okoliczności w moim życiu się zmieniły i niektóre decyzje trzeba było odwołać, a plany zmienic. I powstała we mnie myśl, aby założyć świetlicę dla dzieciaków. Hmm, powiem szczerze, że miałam wielka nadzieję, że ta myśl nie jest od Boga i szybko przeminie i już nie wróci (i choc brzmi to niepoprawnie z puntu widzenia mojej teologii, bo przecież Bóg daje i chcenie i wykonanie, to realia jednak wyglądały inaczej). Myśl nie minęła, wręcz przeciwnie została potwierdzona przez słowo prorocze. Wtedy to zaczęłam wyliczać Panu Bogu wszystkie powody dla których nie powinnam tego robic – nie mam pieniędzy, nie lubię pracy papierkowej, nie poradzę sobie z tym wszystkim itd. Dlaczego o tym piszę i to wspominam? Po części dlatego, że widzę niesamowitą Bożą łaskę w zaopatrywaniu nas, przenoszeniu przez głębokie wody i jeszcze głębsze doliny, ale z drugiej strony to, co cztery lata temu wydawało mi się górami nie do przejścia, dziś widzę, że niewiele to wszystko znaczy, a tym co się liczy jest po prostu miłość. Wiem, że miłość to taka wielka przestrzeń, w która Pan Bóg chce mnie wprowadzać każdego dnia, kiedy jestem z tymi dzieciakami i wiem, ze jeśli miłość przestanie być motorem i motywem naszych działań to będziemy dosłownie jak brzmiące cymbały. Nadal czuję się bezsilna wobec problemów, z którymi się stykam. Na przykład dzisiaj dowiedziałam się, że nagle na zawał serca zmarła mama jednej dziewczynki, która jest z nami związana od początku powstania świetlicy. Wczoraj z kolei rozmawiałam z chłopakiem, którego bardzo lubię i wiem, że Pan Bóg ma wiele cudownych rzeczy dla niego, ale on podjął kilka złych decyzji i nie potrafi się z tego wyplątać. W minionym tygodniu słyszałam o dziewczynie, która przychodziła do nas przez pewien czas, ze została umieszczona w ośrodku wychowawczym z powodu kradzieży, wagarów i pijaństwa – ma tylko 12 lat... Wierzę, że lekarstwem na te problemy jest objawianie się Bożej miłości. Proszę módlcie się, żeby to objawienie nas dotknęło.

Fajny gośc


W ostatnim poście pisałam o tym, że oczekujemy gościa Marcina Boczka. Gośc się pojawił nawet z całą swoja rodziną. Na spotkanie przybyło dośc sporo nastolatków i kilkoro rodziców. Historia życia Marcina jest naprawdę niezwykła i jestem mu wdzięczna za to, że ją opowiedział właśnie w takim gronie, bo wielu jego słuchaczy zmaga się z problemami, z którymi on sam się zmagał, ale Bóg w jego życiu okazał się większy niż owe problemy. Dzieci były bardzo poruszone, część z nich płakało i były chętne do rozmowy i modlitwy po spotkaniu. Jedna z mam oddała życie Jezusowi.
Poniżej przedstawiam kilka zdjęc ze spotkania.


piątek, 16 kwietnia 2010

Minione tygodnie

     Czas ostatnio szybko biegnie i nie bardzo jest kiedy usiąść i opisać, co się dzieje na naszej świetlicy.  Kiedy już to zrobiłam to okazało się, że dziwnym trafem zniknęły wszystkie zdjęcia z mojej karty w aparacie . Kilka godzin mi zajęło, żeby je odzyskać i niestety nic z tego nie wyszło. Także dzisiaj będzie mało zdjęć.
      Na początku kwietnia mieliśmy wyjazd do Wisły na przedstawienie “Król Narnii”. Wybraliśmy się trzema samochodami, niestety do Wisły dotarł tylko jeden, a dwa utknęły w korkach. Pozostałym dzieciakom (z tych dwóch samochodów) chcieliśmy zrekompensować stratę i pojechaliśmy z nimi do Laserhousu – to taka elektroniczna forma paintballu. Osobiście wolałabym być na tym przedstawieniu, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo postanowiliśmy zaprosić na jesień zespół aktorski do Mysłowic, aby wystawili „Króla Narnii” dla szerszej widowni :-)

Po spektaklu z aktorami.

Jak widać było całkiem fajnie.

     Święta Wielkanocne. W tym roku w kameralnym, dziecięcym gronie. Była to świetna okazja, aby porozmawiać z dziećmi o tym, co jest sednem chrześcijaństwa czyli o znaczeniu śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Zjedliśmy pyszne śniadanko wielkanocne, na którym wszyscy najedli się do syta i oglądaliśmy fragmenty filmu "Jezus". Było całkiem sympatycznie. Zdjęcia niestety przepadły :-(
      Któregoś pięknego, wiosennego dnia zorganizowaliśmy wyprawę na Trójkąt Trzech Cesarzy. Jest to takie miejsce o historycznym znaczeniu, gdzie kiedyś przebiegała granica trzech zaborów. Miejsce to znajduje się na granicy Mysłowic, Sosnowca i Jaworzna.
To jedyne zdjęcie, które się zachowało z naszej wyprawy
 
A to nasz nowy nabytek - w imieniu dzieci sponsorowi serdecznie dziękuję :-)
Ciekawe, kto wygra?

     W sobotę planujemy spotkanie dla naszych dzieciaków, ich rodziców i znajomych z Marcinem Boczkiem z Kalisza, który będzie miedzy innymi mówił swoje świadectwo nawrócenia. Jedna dziewczyna z naszego kościoła miała słowo prorocze, że Bóg chce użyć tego spotkania, aby rozpocząć nową pracę w sercach dzieci. No i dlatego jeśli Pan Bóg położy Wam nas na sercu proszę módlcie się o ten czas. Jestem w pełni świadoma tego, że żadne nasze działanie, zabiegi i akcje nie są w stanie zmienić ludzkiego serca, może to zrobić tylko Pan Bóg, dlatego bardzo potrzebujemy Waszej modlitwy.

czwartek, 11 marca 2010

Fabryka Czyściochów


     Nasza „Fabryka Uśmiechów” częściowo zamieniła się w Fabrykę Czyściochów, a to za sprawą naszej pięknej, nowej łazienki z kabiną prysznicową.
     Gdzieś około roku temu pojawiło się we mnie marzenie, aby na świetlicy dzieciaki mogły się wykąpać, żeby nasze piękne nastoletnie dziewczyny mogły dbać o swoją urodę, robiąc sobie fryzury, makijaże (OCZYWIŚCIE TAKIE W GRANICACH ROZSĄDKU:-). Chciałam, żeby powstało coś w stylu mini „salonu kosmetycznego”. No i całkiem niedawno marzenie „stało się ciałem”!!!
     Zaraz , zaraz może wrócę do początku. Otóż odwiedzając nasze dzieciaki w domach, zauważyłam, że u większości z nich brakuje łazienek, ciepłej wody, a przeciętny standard to kran z zimna wodą.
Kochani wyobraźcie to sobie – rodzina sześcioosobowa w tym jedno niemowlę, jedno dziecko niepełnosprawne, a pozostałe w wieku wczesnoszkolnym i jedynym źródłem bieżącej wody jest właśnie ten mały kran z zimną wodą. Nic dziwnego, że dzieciaki wtedy często chodzą brudne, niedomyte i zaniedbane. Co to powoduje? No niby nic, brudne jak brudne, ale niestety taki mały szczegół przerzuca się na rozwój emocjonalny i społeczny dziecka – już tłumaczę o co chodzi :-)
Autentyczna rozmowa z małym Pawłem (imię zostało zmienione), który chodzi do zerówki, często jego ubrania są brudne, a on niedomyty:
- Co tam słychać w przedszkolu?
- No fajnie..., ale też głupio :-(
- A dlaczego głupio?
- Bo inne dzieci nie chcą się ze mną bawić?
- A dlaczego się nie chcą z Tobą bawić?
- Bo mówią, że śmierdzę...
     Przepraszam za ten naturalizm, ale tak właśnie wyglądała nasza rozmowa. Dziecko w takiej sytuacji niewiele może zrobić i czuje się odrzucone, samotne i gorsze, a tego typu zdarzenia pozostają długo w pamięci...
     Dlatego razem z dzieciakami i naszym kościołem zaczęliśmy się modlić o pieniądze na  łazienkę. Modlitwy dzieci wyglądały mniej więcej tak: „Panie Boże ześlij z nieba pieniądze na łazienkę” :-) wiem, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i może zesłać z nieba, co tylko zechce, ale moje doświadczenie mówi mi, że zazwyczaj robi to przez ludzi, i tak też było tym razem i dziękuję Wam wszystkim, którzy przyczyniliście się do powstania naszego „SPA”.

To tyle na dzisiaj i tradycyjnie zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć:
 
Nasza łazienka w trakcie remontu

Roboty było co nie miara,

ale warto było, bo to nasza łazienka po remoncie

Nasz prysznic z gorącą wodą

Pierwsze kąpiele i zabiegi kosmetyczno - fryzjerskie

Piękna jestem...

... a teraz jeszcze piękniejsza

A to nasze urodziwe nastolatki i Dawid w nowej stylowej fryzurze.

sobota, 27 lutego 2010

Ferie - częśc II

Tak, tak była druga część ferii i nawet udało nam się wyjechać w kilka miejsc. To naprawdę niezwykłe uczucie, kiedy jakimś wydarzeniem można wywołać uśmiech na twarzy dziecka, a w ostatnim czasie było sporo tych uśmiechów. W głowie mam ciągle obraz małego Dawida, który po raz pierwszy był na lodowisku i na początku bardzo obawiał się swoich pierwszych kroków na lodzie, ale po jakiś 15 minutach podekscytowany przybiegł do mnie krzycząc „Pani Asiu, proszę popatrzeć, ja już umiem jeździć, a te upadki to wcale mocno nie bolą” :-)

Wiele naszych dzieciaków rzadko ma okazję wyjechać poza Mysłowice lub wyjść gdzieś razem z rodzicami. Często wyjeżdżając razem z nami są to ich pierwsze podróże w życiu. Ktoś może powiedzieć, że przesadzam, przecież dzieciaki chodzą do szkoły, a tam organizowane są różne wyjazdy. Tak są, ale nasze dzieci rzadko biorą w nich udział ze względu na brak pieniędzy. Jestem ogromnie wdzięczna Panu Bogu za to, że porusza serca ludzi, którzy z radością dają swoje pieniądze na tę działalność, wiem, że dla wielu z nich jest to często krok wiary, który robią, bo nasi sponsorzy to zwyczajni ludzie tacy jak Ty i ja. BARDZO WAM DZIĘKUJĘ i modlę się o to, aby Pan Bóg wynagrodził Waszą hojność.

Wracając do ferii, to już wiecie, że byliśmy na lodowisku, udało nam się też wyskoczyć na basen, gdzie ze względu na to, ze sama bardzo lubię pływać próbowałam być „instruktorem” nauki pływania, ale nie bardzo mi to wyszło, bo młodsze dzieciaki tak bardzo uchwyciły się mojej reki, że pomyślałam, że sama żywo z tego nie wyjdę, a te starsze nie wymagały nauki, bo całkiem nieźle sobie radzą w wodzie.

W ostatnim dniu ferii razem z nastolatkami postanowiliśmy coś ugotować. Razem opracowaliśmy listę zakupów, poszliśmy do sklepu, ugotowaliśmy spaghetti, nakryliśmy do stołu i zrobiła się całkiem domowa atmosfera... Tę część programu musimy powtórzyć jeszcze kiedyś :-)

Tradycyjnie przedstawiam kilka zdjęć.
 
 
Z naszej w wizyty w Sosnowcu
Wyprawa na lodowisko
Dawid po raz pierwszy na lodzie
:-)
Jak ryby w wodzie...
Wspólne gotowanie
Stól już gotowy
Smacznego :-)
Widać przy jedzeniu można się świetnie bawić